Masz czasem taki dzień, że nie masz ochoty z nikim rozmawiać? Drażni Cię byle co – ton czyjegoś głosu, spojrzenie w sklepie, zbyt głośna reklama w radio. Wszystko Cię przerasta, chociaż obiektywnie „nic takiego się nie dzieje”.
Tłumaczysz to sobie na różne sposoby. Może PMS. Może pogoda. Może po prostu gorszy dzień. A co jeśli… Twoje ciało próbuje Ci coś powiedzieć?
Chroniczne zmęczenie nie zawsze wygląda spektakularnie. Czasem po prostu trudniej Ci się zebrać, szybciej się irytujesz albo jesteś mniej dostępna – dla innych i dla siebie. Robisz swoje, ale wewnętrznie jesteś gdzieś obok. I zanim powiesz sobie, że przesadzasz albo że jesteś przewrażliwiona – warto sprawdzić, czy to nie Twój układ nerwowy mówi „dość”.
Ciało wie wcześniej niż Ty
Twój układ nerwowy to centrum dowodzenia. To on decyduje, czy czujesz się bezpieczna, czy masz być w gotowości do ucieczki. To właśnie on wpływa na to, jak reagujesz – na ludzi, sytuacje, a nawet na samą siebie.
Jeśli przez dłuższy czas działasz pod napięciem, organizm uczy się funkcjonować w trybie przetrwania. Z zewnątrz wygląda, że ogarniasz. Ale w środku jesteś w stanie ciągłej mobilizacji – jakby coś miało się zaraz wydarzyć. Z czasem przestajesz zauważać, że coś jest nie tak. Nie dlatego, że to minęło. Po prostu Twoje ciało zaczęło traktować ten stan jako nową normę.
Układ nerwowy nie wysyła powiadomienia z napisem „uwaga, przeciążenie”. Robi to inaczej – przez ciało, emocje, reakcje. Subtelnie, na swój sposób. Tylko że my nauczyliśmy się to ignorować. Albo normalizować, bo przecież „każdy teraz jest zestresowany”.
Ale są takie sygnały, które wracają jak bumerang. I jeśli wiesz, na co zwrócić uwagę – możesz zacząć reagować, zanim ciało zacznie krzyczeć naprawdę głośno.
Nietypowe objawy przeciążenia układu nerwowego
Czasem to nie bezsenność ani atak paniki mówi Ci, że coś jest nie tak. Czasem są to drobiazgi, które wydają się zupełnie niezwiązane ze stresem czy zmęczeniem – a jednak to one są pierwszym sygnałem, że Twój system potrzebuje wsparcia.
Zamiast klasycznych objawów, możesz zauważyć:
coraz mniejszą cierpliwość – do ludzi, do siebie, do świata,
trudność w podejmowaniu nawet prostych decyzji,
poczucie, że „wszystkiego jest za dużo”, ale nie umiesz powiedzieć czego dokładnie,
ciągłe napięcie w ciele – w karku, szczęce, brzuchu,
brak apetytu albo emocjonalne jedzenie,
uczucie odcięcia – jakbyś była obecna tylko „na pół gwizdka”,
poczucie winy, że nic Ci się nie chce, mimo że „nie masz powodu”,
drażliwość albo zamykanie się w sobie, choć jeszcze niedawno miałaś ochotę na kontakt.
To wszystko nie znaczy, że „coś jest z Tobą nie tak”. To znaczy, że Twój system próbuje się chronić najlepiej, jak umie.
To nie kwestia charakteru. To Twój układ nerwowy.
Nie jesteś słaba. Ani leniwa. Ani „zbyt wrażliwa”. To nie brak motywacji ani silnej woli. To po prostu przeciążony system, który próbuje Cię ochronić.
Układ nerwowy nie rozróżnia, czy zagrożeniem jest pożar, toksyczny związek czy napięta relacja w pracy. Kiedy działa zbyt długo w trybie „walcz, uciekaj albo zamarznij”, zaczyna traktować codzienność jak potencjalne zagrożenie.
A wtedy ciało się spina. Emocje się zaostrzają. Reakcje stają się bardziej skrajne – albo nie ma ich wcale. Przestajesz czuć subtelności, bo wszystko idzie w przetrwanie.
Psychika i ciało są połączone. I często to właśnie ciało pierwsze daje znać, że coś się dzieje – tylko że my wolimy szukać racjonalnych powodów, zamiast zapytać: co ja tak naprawdę teraz czuję?
Co możesz zrobić?
Przede wszystkim – nie musisz mieć na wszystko gotowego planu. Nie musisz rzucać pracy, zapisywać się na wyjazd rozwojowy ani codziennie medytować o 5 rano. Czasem wystarczy naprawdę mały krok. Ale z uważnością.
Zatrzymaj się na chwilę. Zamknij oczy. Weź głębszy oddech niż zwykle. Poczuj swoje ciało. Sprawdź, czy gdzieś nie trzymasz napięcia – w brzuchu, szczęce, ramionach. Zobacz, czy Twój dzień ma choć jeden moment, w którym naprawdę jesteś, a nie tylko działasz.
Jeśli nie wiesz, od czego zacząć – spróbuj tej krótkiej techniki oddechowej:
Weź spokojny wdech nosem, licząc do 4.
Zatrzymaj powietrze na 2 sekundy.
Wydychaj ustami powoli, licząc do 6 albo 8 – jakbyś zdmuchiwała świeczkę.
Powtórz 5 razy.
Nie zmieni wszystkiego, ale może sprawić, że poczujesz się o pół tonu lżej. A czasem właśnie tyle wystarczy, żeby nie jechać dalej na rezerwie.
Słowo na koniec
Ciało rzadko krzyczy od razu. Zazwyczaj najpierw szepcze. A my – zajęci, zmęczeni, przyzwyczajeni do funkcjonowania ponad siły – uczymy się ten szept ignorować. Ale im szybciej zaczniesz zauważać, co naprawdę się w Tobie dzieje, tym mniej będzie trzeba „naprawiać” później.
Nie chodzi o wielkie zmiany. Czasem wystarczy jedna mała decyzja: dziś się zatrzymam. Choćby na chwilę.